Na starym cmentarzu w Powsinie, w sąsiedztwie kaplicy, znajduje się grób Jana Godlewskiego, który poległ w walkach o Lwów w 1919 roku.
Do tej pory tak naprawdę niewiele o nim wiemy, a dostępne publikacje podają sprzeczne informacje na temat daty śmierci żołnierza. Nikt też nie wie jak to się stało, że grób niespełna 17-letniego Janka znajduje się właśnie na powsińskiej nekropolii.
Dzisiaj, po raz pierwszy po stu latach, uchylamy rąbka tajemnicy jego życia i śmierci.
Fot. 1. Jan Godlewski (1902-1919); fot. Internet,
strona Parafii św. Elżbiety w Powsinie: parafia-powsin.pl,
artykuł ks. Jana Świstaka pt. „Kartka z powsińskiego kalendarza”,
listopad 2014, strona: parafia-powsin.pl
W trakcie żmudnych poszukiwań ich efekt przez dłuższy czas nie przynosił żadnego skutku, ale jak to nieraz bywa w takich sytuacjach, zadecydował przypadek. – Pewien peowiak (członek Polskiej Organizacji Wojskowej) zdradził w jednym z odnalezionych archiwaliów kim był Janek i gdzie zginął. Dokument, stanowiący życiorys, nie jest opatrzony datą, ale okoliczności jego spisania wskazują, że powstał na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku.
Na podstawie strzępków informacji zrekonstruowaliśmy, na tyle ile mogliśmy, ostatnie miesiące życia chłopca.
Fot. 2. Grób Jana Godlewskiego na cmentarzu parafialnym w Powsinie
(Warszawa, ul. Przyczółkowa); data fot.: 26.05.1916 r.;
autor fot.: Grzegorz Kłos
Okazało się, że Jan Godlewski był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej (P.O.W.) obwodu „Willanów-Jeziorna”, który tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wstąpił do Wojska Polskiego, i poległ lub zmarł z ran w pierwszych dniach 1919 roku, służąc jako starszy ułan w szeregach jednostki wojskowej, która w Boże Narodzenie 1918 roku poszła z odsieczą dla oblężonego przez Ukraińców Lwowa.
Fot. 3. Ulica Łucka 28 w Warszawie (zaznacz.-żółte kółko) - miejsce urodzenia
Jana Godlewskiego, na planie Warszawy z 1916 r. z nazwami
w trzech językach (polski, niemiecki, rosyjski);
wydawca: A. Holzmann, Łódź; ze zbiorów Naukowej
Biblioteki Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu im. Iwana Franki
(NB LNU I.Franki). Lwów, Internet, strona: https://www.lvivcenter.or
Janek pochodził z Warszawy. – Jego ojciec, Paweł Godlewski, był dorożkarzem. Na chwilę obecną nie posiadamy wiedzy żeby chłopiec miał krewnych w Powsinie lub okolicach. Jednak fakt, że służył w tutejszym oddziale Polskiej Organizacji Wojskowej, może być kluczem do zagadki, dlaczego akurat został pochowany na miejscowym cmentarzu. – Zapewne zabiegali o to towarzysze broni z tej organizacji.
W publikacjach pojawia się też wzmianka, że siostry Janka dokonały ekshumacji zwłok brata we Lwowie i przewiozły je do Powsina, gdzie ostatecznie żołnierz spoczął. Starsi mieszkańcy parafii w Powsinie wspominali, że grób Jana Godlewskiego od zawsze był na cmentarzu w pobliżu kaplicy.
Mimo, że za datę śmierci Janka przyjmowana jest symboliczna dla wszystkich Polaków dzień 11 listopada 1918 roku, to w świetle ostatnich odkryć trzeba uznać, że data ta nie jest właściwa. – Jan Godlewski, jako starszy ułan szwoleżerów Jazdy Odsieczy Lwowa, zmarł najprawdopodobniej w styczniu 1919 roku we lwowskim szpitalu na Technice w wyniku ran odniesionych podczas bitwy we wsi Zboiska.
Janek był członkiem paramilitarnej tajnej formacji – Polskiej Organizacji Wojskowej. Najpewniej 11 listopada 1918 roku Jan Godlewski wcale nie był we Lwowie, tylko w Warszawie lub jej okolicach.
Fot. 4. Kamienica „ul. Łucka 32” róg „Wronia 29/29a”
w Warszawie (Wola) - bezpośrednie sąsiedztwo miejsca urodzenia
i zamieszkania Jana Godlewskiego (1902-1919): ul. Łucka 28;
data fot.: 4 kwietnia 1939 r.; zdjęcie ze zbiorów Archiwum Państwowego
w Warszawie: Akta Miasta Warszawy, Zarząd Miejski w m. st. Warszawie.
Wydział Planowania Miasta, Referat Gabarytów;
źródło: Internet, strona: https://warszawa.ap.gov.pl;
identyfikacja miejsca urodzenia żołnierza na podstawie: 1) metryki urodzenia
nr 158 z 1902 r. z par. Wszystkich Świętych;
2) Taryfy domów dla Warszawy (1877)
Być może 12 listopada, z polecenia Komendy Miejskiej P.O.W., pilnował razem z innymi kolegami z tajnej gwardii Józefa Piłsudskiego magazyny z towarami deficytowymi (m.in. medykamentami) przy ul. Chłodnej 51 w Warszawie (niedaleko jego miejsca zamieszkania).
11 listopada 1918 roku wrzenie wśród ludności Warszawy i pobliskich miejscowości osiągnęło punkt kulminacyjny – wtedy zaatakowano między innymi posterunki niemieckiego okupanta w Wilanowie, Jeziornie czy na Czerniakowie. W życiorysach wielu młodych chłopców przynależących do Polskiej Organizacji Wojskowej w obwodzie „Willanów-Jeziorna” obserwuje się jeden powtarzalny schemat postępowania – do 11 listopada 1918 roku byli członkami Polskiej Organizacji Wojskowej, a jednocześnie z tą datą, jak jeden mąż, stali się żołnierzami-ochotnikami nowopowstającego Wojska Polskiego.
Fot. 5. Rozbrajanie Niemców na ulicach Warszawy
w dniu 10 listopada 1918 r.,
autor: reprodukcja - FoKa; źródło: Internet,
strona: nowahistoria.interia.pl
Nie inaczej mogło być w przypadku Janka Godlewskiego. Mało prawdopodobne żeby chłopiec zwlekał z zaciągnięciem się do armii. Raczej, ze względu na swój młody wiek (16 lat), to komisja rekrutacyjna mogła kłaść mu kłody pod nogi.
1 listopada 1918 roku nad ranem Ukraiński Komitet Wojskowy dokonał zbrojnego zamachu i przy pomocy żołnierzy z pułków ukraińskich, tj. oddziałów austriackich złożonych z samych żołnierzy rusińskich (Ukraińców), opanował najważniejsze gmachy publiczne we Lwowie – między innymi: Namiestnictwo, Sejm, Dyrekcję Policji, Ratusz, Pocztę Główną. Ukraińcy nie zdołali jednak przejąć całego Lwowa. Już od rana 1 listopada spontanicznie powstały dwa polskie punkty oporu. Z każdym dniem ich przybywało. Zaczęły się dramatyczne walki o przejęcie miasta przez każdą ze stron.
Tymczasem w stolicy już w dniach 3 i 4 listopada 1918 roku generał Rozwadowski, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, przyjął do wiadomości prywatną inicjatywę majora Izydora Modelskiego, lwowiaka z urodzenia, Komendanta Garnizonu Warszawa, zorganizowania pomocy i odsieczy dla Lwowa. Gdy wieść o tym rozeszła się po mieście, nie zabrakło ochotników do chwytania za broń. Formowani w drobne oddziały przebijali się przez pozycje wroga, by dołączyć do obrońców Lwowa.
Na fali spontanicznej akcji podjęli również działania członkowie warszawskich i podwarszawskich struktur Polskiej Organizacji Wojskowej.
W polskiej ofensywie na Lwów uczestniczyło też kilku członków P.O.W. z obrębu „Willanów-Jeziorna”.
Jeden z wilanowskich dowódców w dniu 4 listopada 1918 roku dostaje rozkaz z Komendy P.O.W. w Warszawie natychmiastowego udania się do Krakowa. Od razu werbuje kilku współtowarzyszy broni z tutejszej P.O.W. i jeszcze tego samego dnia wyruszają do stolicy Małopolski, jadąc przez Lublin. W Krakowie wstępują do formującego się polskiego wojska i wyruszają na front pod Przemyślem, biorąc udział w oswobodzeniu Przemyśla, Gródka Jagiellońskiego i Lwowa. O tym żołnierzu opowiemy przy następnej okazji.
Oficjalnie jednak pierwsza tego rodzaju ekspedycja odeszła z Warszawy dopiero 16 listopada 1918 roku. Następnie w połowie grudnia w Warszawie major Modelski pobrał z Cytadeli większą ilość karabinów maszynowych i amunicji i na czele 200 ludzi wyruszył na odsiecz Lwowa. Po drodze przyłączyli się do nich kolejni: między innymi półbatalion z Żywca z porucznikiem Walusiem i dwie kompanie karabinów maszynowych. Tak powstała cała grupa szturmowa, która bohatersko walczyła w różnych miejscach, w tym pod Zboiskami.
Józef Piłsudski tak wspominał wypadki z pierwszego dnia niepodległości w kontekście wydarzeń w na wschodzie: „Przyjechałem do Warszawy 11-go listopada, tzn. w związku z wypadkami lwowskimi w dziesięć dni po rozpoczęciu we Lwowie starć czy bojów”.
Piłsudskiego na miejscu uderzyła obojętność rozmówców na wydarzenia lwowskie – pisał: „Ja przeprowadziłem w pierwszych kilku dniach co najmniej tysiąc rozmów z ludźmi z najrozmaitszych stronnictw, z ludźmi z najrozmaitszych autoramentów i nie przypominam sobie jednak ani jednej rozmowy, w której mówionoby mi o Lwowie. Mówiono o najrozmaitszych rzeczach, podawano mi tyle recept na zbawienie Polski, z ilu ludźmi rozmawiałem, lecz o Lwowie – nie mówiono”.
W związku z odsieczą dla Lwowa Piłsudski udzielił wywiadu „Dziennikowi Warszawskiemu”. Przyznał, że występują pewne przeszkody techniczne”, mianowicie chodziło o bardzo niskie morale wojska oraz ich stan psychiczny, a także trudności z dostaniem się do Lwowa. Planował również szerszą mobilizację ochotników z całej Polski.
16 listopada Naczelny Wódz wyznacza generała Bolesława Roję na dowódcę Grupy Operacyjnej „Wschód”, która miała pójść z odsieczą do Lwowa. Funkcję tę pełnił do 22 grudnia 1918 roku.
Naczelny Wódz starał się cały czas zbierać wiarygodne informacje o sytuacji we Lwowie.
Piłsudski relacjonował później: „około 20-go listopada (ścisłej daty ustalić nie mogę) przyleciał lotnik Stec, który mi (…) zdał sprawę z tego, jak jest we Lwowie. Powtarzam prawie dosłownie jego raport: »Mniejsza część miasta jest w rękach polskich, a większa część w rękach ruskich (…). Obrona polega na niewielkiej garstce legionistów, na większej znacznie ilości młodzieży, bardzo nieraz młodej, z trudem wytrzymującej ciężary (…)«. Stan opisał mi dość rozpaczliwie. Rozpatrzyłem te dane i (…) przyszedłem do przekonania jedynie rozsądnego, że bez dania z zewnątrz pomocy sprawa dla Lwowa jest przegrana”.
Fot. 6. Najmłodsi obrońcy Lwowa;
fot. z publikacji „Namysłowskie spotkania kresowe”, czasopismo
Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich,
wydanie specjalne nr 5/30/a/2018, Namysłów - listopad 2018
Piłsudski, analizując sytuację wewnętrzną kraju po 11 listopada 1918 roku, postanowił stworzyć zalążek Sił Zbrojnych w oparciu o członków Polskiej Organizacji Wojskowej, których miał również skierować do oblężonego Lwowa. Pisał dalej: „W swej pracy organizacyjnej jako Naczelny Wódz zrobiłem krok błędny czy niebłędny, nakazując jako pierwszy krok przy organizacji wojska mobilizację Polskiej Organizacji Wojskowej – zwołać żołnierzy pod broń nie sposobem poborowym, jęcz (lecz – red.) sposobem ochotniczym. Motywy, które mnie skłoniły do tego kroku, były następujące: Niezwykłe ubóstwo materialne, z którym spotkałem się przy pierwszym kroku, tzn., że żołnierze, przychodząc do koszar, nie znajdowali tam ani siennika, ani poduszki, ani słomy, ani kołdry, ani ubrania, ani butów. Pamiętam, w tych czasach zwiedziłem obecny 36-ty pułk, który tu walczył także pod Lwowem (…). Mnóstwo młodzieży inteligentnej, mnóstwo akademików w zapale wojennym dla służby, dla ojczyzny do tego pułku się zapisywali. Poszedłem rozmyślnie zwiedzić koszary, aby zobaczyć – jak ten pułk żyje. Znalazłem to, co powiedziałem. Nie mieli chłopcy ubrania wojskowego, broń, co prawda, się ściągało, ale w niewielkiej ilości. Nie mieli butów, ale za to chodzili w lakierkach, a więc obuwiu bardzo eleganckim, ale bardzo mało nadającym się do służby wojskowej, z lekkomyślnością młodzieńczą myśląc, że to nic nie szkodzi. Osobiście nie chciałem ich wyprowadzać z tego błędu pojmowania, albowiem wolałem pozostawić ich w lakierkach, niż starać się ich zniechęcać, zaczynać im opisywać grozę położenia, tzn. niepotrzebnie ich przerażać. Sądziłem, że ochotnicy staną do pracy i znosić będą biedę materialną znacznie łatwiej, niż żołnierz poborowy, żołnierz, który z musu przychodzi, który przychodzi na żądanie państwa i pragnie także możliwości życia, której dać mu nie było można. W ten mniej więcej sposób formowały się bataliony po różnych kątach Polski, niedostatecznie zaopatrzone, ba – z niedostatecznym uzbrojeniem. Broń zbierano z różnych kątów, rzucano ją w nieporządku. Brak amunicji w wojskowym tego słowa znaczeniu wyrastał z każdego kąta. Ochotnicy zbierali się chętnie i niepodobna było nie brać ochotnika, który miał zapał i chęć zostania żołnierzem (…). Zatrzymałem się więc na powołaniu ochotników i nakazałem najbardziej gotowej organizacji – Polskiej Organizacji Wojskowej – postawić pod broń wszystkich swoich zwolenników i pociągnąć do swych szeregów możliwie najszersze koła młodzieży, która by zgodziła się w tych złych i trudnych warunkach stanąć na służbie Polski, jako żołnierze. Ta mobilizacja peowiacka dała do 50.000 żołnierzy, tak, że początek armii polskiej i początek jej organizacji opiera się nie na czym innym, jak właśnie na Polskiej Organizacji Wojskowej i jej zwolennikach. Takie to bataliony formowałem i, naprędce zorganizowawszy, pchałem je na Lwów. Powtarzam, wojsko pod Lwowem składało się z trzech części: z ochotników lwowskich, liczebnie najmniejszej części, z liczniejszych od nich ochotników z zachodniej Galicji i z najbliższych okolic i peowiaków, ściągniętych przeze mnie w drodze mobilizacji pod broń, a którzy stanowili najliczebniejszą część wojska, broniącego Lwowa (…).”.
W okręgu Polskiej Organizacji Wojskowej „Wilanów-Jeziorna” w okresie od 10 listopada 1918 roku do 6 grudnia 1918 roku w szeregi armii wstąpiło w sumie 72 ochotników.
Podpułkownik Tokarzewski od 12 listopada przebywał w Przemyślu i szykował się do przeprowadzenia odsieczy dla Lwowa. Jego siły wyruszyły z Przemyśla 19 listopada i o godzinie 14 dotarły do Lwowa.
Tokarzewski w porozumieniu z Naczelną Komendą Wojska Polskiego objął dowództwo nad wszystkimi siłami we Lwowie. Atak na Ukraińców miał być przeprowadzony wraz z zakończeniem zawieszenia broni.
20 listopada 1918 roku o godzinie 6 rano, zgodnie z planem, oddziały polskiego wojska zostały podzielone na 4 grupy uderzeniowe. Jednak ten dzień nie przyniósł rozstrzygnięcia. Ukraińcy zaczęli ewakuację ze Lwowa bez zbędnych strat. Wieczorem do Lwowa przybył generał Roji i przejął dowodzenie nad planowanym atakiem generalnym, który miał nastąpić następnego dnia. Nie nastąpił jednak, ponieważ pod osłoną nocy Ukraińcy wycofali się z miasta.
Fot. 7. Walki polsko-ukraińskie - obrona Lwowa,
na zdjęciu patrol konny w dniu wkroczenia wojsk polskich do miasta,
data fot.: listopad 1918 r.; autor fot.: nieznany; Zespół: Koncern Ilustrowany
Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji; sygn.: 1-H-356-4;
źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, strona: audiovis.nac.gov.pl
Dzięki odsieczy przeprowadzonej przez generała Tokarzewskiego, Lwów pomiędzy 21 a 22 listopada 1918 roku został oswobodzony. Po raz kolejny lwowianie obudzili się w nowej rzeczywistości. – Na wieży ratusza zawisła biało-czerwona polska flaga. Nie był to jednak koniec problemów dla mieszkańców miasta, których sytuacja bytowa przedstawiała się katastrofalnie. Ukraińcy zajęli pozycje bojowe w odległości kilku kilometrów od miasta, co tylko powodowało izolację miasta od pomocy zewnętrznej oraz pogłębiało przerażenie wśród ludności i niepewność co do dalszych ich losów.
Na Wigilię Bożego Narodzenia 1918 roku Ukraińcy planowali ofensywę na Lwów. Polskie oddziały pokrzyżowały te plany. Jednak już 26 grudnia nastąpił zmasowany atak sił ukraińskich, wspomaganych przez wojska Petlury i Austriaków.